Live in Paris 1971

56,99 zł
Brutto
Ilość

 

Polityka prywatności

 

Zasady dostawy

 

Zasady reklamacji


opis:
Machina, 06/2008, ocena: * * * *:
[...] W Moda na jazz to nie tylko zaskakujące kariery nijakich wokalistek. Ruch na rynku jest taki, że znaleźć też można masę autentycznych skarbów. Choćby kompaktowe edycje koncertowych bootlegów z całej historii jazzu. Kontakt z uchwyconą na nich surową energią to niesamowite przeżycie. Co za nagrania można ostatnio znaleźć! Domowa improwizacja Tristano i Brida. Niemal trzygodzinny klubowy set Clifforda Browna i Maxa Roacha. Jimmy Raney na pierwszym publicznym występie po wyjściu z odwyku. Albo te dwie płyty ze sławnych europejskich tras ojca free jazzu, Ornette Colemana. 'Paris Concerts" pochodzą z trasy udokumentowanej klasycznym albumem 'At The Golden Circle. Ale każdy koncert rozimprowizowanego tria był inny. Można się o tym przekonać słuchając wariacji wokół najsłynniejszego tematu Coelamana, 'Lonely Woman". Ornette na saksofonie altowym i skrzypcach, David Izenzon na basie i Charles Moffett na bębnach chwilami brzmią niczym zespół z katakumbowych obrzędów nieznanej religii. Ich arabeskowo poszarpany, nerwowy blues po latach zachował swą ekspresję nowoczesnego szoku. Awangardowy pazur tego grania czerpie z naturalnej atonalności muzyki afrykańskiej, co świetnie słychać choćby u grającego smyczkiem Izenzona. Stąd emocjonalna temperatura, która czyni to chropowate, dzikie granie tak porywającym. Ale jeszcze silniej oddziałuje kruche piękno tej muzyki, o którym decydują nerwowe indywidualności improwizatorów. Późniejszy o pięć lat set 'Live In Paris" ma te same atuty, lecz prezentuje całkiem inny zespół. Ed Blackwell na bębnach, Charlie Haden na basie i saksofonista Dewey Redman, którego mocny, szorstki ton stał się dla Colemana równie istotnym punktem odniesienia, jak kiedyś trąbka Dona Cherry. Program przywołuje motywy nagrane na studyjnym albumie 'Science Fiction". Dynamika sekcji rytmicznej jest tu ostrzejsza i bardziej motoryczna, co określa całkiem inny nerw grania. Jest radośniej i bardziej jazzowo. Ale improwizatorskie przygody i pazury są nie mniej emocjonujące. Teraz poprosimy o koncerty z połowy lat 70., gdy Ornette grał harmolodyczny punk funk. [... ]
autor: Rafał Księżyk


Jazz Forum, 2009-01/02, ocena: * * *:
Free jazz po dziś dzień - i to nie tylko przez słuchaczy - jest przyjmowany z zastrzeżeniami. Tymczasem ile w tej muzyce zasad! Dobrze to słychać na wydanych niedawno koncertach Ornette'a Colemana. Owszem, sporo tam improwizacji i ekstatycznych ekspresji, zarazem jednak słychać, jak starannie muzyka z tych występów została przemyślana i przygotowana. Dźwiękowy żywioł w znacznym i znaczącym sensie podporządkowuje się formotwórczej konstrukcji, z niej właśnie wynika. Pierwsza płyta zawiera dwa sety paryskie. W pewnym momencie kompozycji Sadness alt lidera brzmi cicho, perkusja podtrzymuje rytm sporadycznymi uderzeniami, również niegłośnymi, smyczek zaś trzyma nuty na strunach kontrabasu, ograniczając przy tym dynamikę. Jakby trzy drugie plany, trzy tła: trzy punkty, z których wyłonić się może muzyczna wielość. W słynnej Lonely Women Coleman poniekąd dzieli saksofon na dwa instrumenty, prowadząc partię trochę w stylu call & response: parę nut z dołu skali i znacznie bardziej zróżnicowane odpowiedzi wysokimi riffami. Z kolei Reminiscence to muzyka ponad rodzajami, ze smyczkowym duetem skrzypiec ( których nie wymieniono w opisie ) i kontrabasu. W bodaj najpiękniejszej ścieżce Doughnut rozkołysany alt gruntowany jest zagęszczonym, niskim kontrabasem, łączy się to z polirytmią perkusji. Cóż, wszystko byłoby wspaniałe, gdyby nie jakość nagrania czterech pierwszych utworów, zarejestrowanych w Salle de la Mutualite. Spłaszczone perkusyjne dzwonki, skrzypce brzmią czasem jak po elektronicznej obróbce, do tego trochę przesterowań. Ale ujmować gwiazdki takiej muzyce, na pewno wybitnej? Olśniewającemu triu Colemana? Stąd maksymalna punktacja, ale w nawiasach. Trzy pozostałe nagrania ( zapewne dzieki udziałowi radia ) są w znacznie lepszym stanie: dobrze słychać i przestrzeń, i dżwiękowe niuanse. Na szczęście, stan techniczny późniejszego nagrania kwartetu nie jest już barierą, co okazuje się tym ważniejsze, że - zwłaszcza w ostatnim utworze - muzycy próbują również pewnych eksperymentów brzmieniowych. Redman gra na mussette, instrumencie dętym o dość wysokim dźwięku, będącym czymś pośrednim między obojem a Orientem. Lider sporadycznie używa skrzypiec, preferując znaczne obniżenie dynamiki ( oddalał się od mikrofonu? ), Haden zaś proponuje, hm,kontrabas preparowany: za pomocą pewnych sztuczek uzyskuje jakby połączenie basu i drumli. W etnicznym i fuzyjnym Rock the Clock Coleman gra przede wszystkm na trąbce, odpowiadając w ten sposób na mocne, kaskadowe frazy Davisa z nieco ( wtedy ) wcześniejszej płyty Bitches Brew. Na trzech pozostałych ścieżkach posługuje się ( oczywiście ) saksofonem altowym, tworząc niezwykłe duety z tenorem Redmana. Rozluźnione kontrapunkty? To cokolwiek oksymoroniczne określenie byłoby chyba tutaj stosowne, oby tylko pamiętać, że oba składniki - rygor i wyzwalanie - są tu równorzędne, wspaniale się wzmacniając. I ile wtym graniu radości!
autor: Adam Poprawa


Tygodnik Powszechny, 2008-07-01
Przed nami koncert kwartetu ojca free jazzu, pochodzący z okresu, w którym powstała płyta 'Science Fiction", przez wielu uznawana za szczytowe osiągnięcie artysty. Zespół, w składzie z nieodżałowanym tenorzystą Dewey Redmanem, napędzany przez pełną werwy, odpowiednio elastyczną sekcję Blackwell/Haden, wypada porywająco (pomimo nienadzwyczajnej chwilami jakości samego nagrania).

Bodaj najbardziej charaktery­styczną i uchwytną cechą twórczości Colemana jest fakt, że pomimo osobliwego, szalenie swobodnego traktowania harmonii, jego muzyka zawsze była pełna naturalnej śpiewności i liryzmu. Tak jest i tu. Frazy altu są głęboko uczuciowe, ale daleko im do ekstatycznych wzlotów i żarliwych uniesień charakterystycznych dla Coltrane'owskiego nurtu free. Raczej urzekają lekkością, ujmują prostolinijnością, wręcz pewną naiwnością (w żadnym wypadku nie jest to zarzut!). Obecna w nich frywolność połączona z nostalgią przywodzi na myśl - najszlachetniej rozumianą - ludową poetykę. Osobną kwestią są dźwięki generowane przez lidera za pomocą trąbki i skrzypiec, które zawsze wzbudzały znacznie więcej kontrowersji niż jego gra na saksofonie. Skotłowane brzmienie blaszanego dęciaka, jak i jazgotliwa wiolinistyka Colemana wnoszą pierwiastek rozwichrzenia, który najlepiej koresponduje z przesterowanym, zmodulowanym przez efekt wah-wah pulsem basu Hadena, w zamykającym płytę 'Rock the Clock".
autor: Łukasz Iwasiński


Editor's Info:
One of the last remaining living legends of jazz, Ornette Coleman is still touring the world with his music.
He remains as innovative and creative now as he was in the late fifties, when his unique sound first came on the scene. The splendid 1971 concert included on this CD presents Ornette with his celebrated quartet featuring Dewey Redman (with whom Coleman had first recorded in 1968), Charlie Haden (present on the classic 1958 Hillcrest Club sessions with Ornette, Don Cherry, Paul Bley and Billy Higgins and on many of Ornette's LPs recorded since that year) and Ed Blackwell (who first recorded with Ornette in 1960). The Ornette Coleman Quartet's Paris concert was part of the group's European tour that included performances in many countries. Some of these shows were privately recorded and later issued, like those in Belgrade on November 2, 1971, and Berlin on November 5, 1971. The exact date of the Paris concert remains unknown.
Its only previous appearance on record was for a long unavailable bootleg LP.
A rare Paris concert by the 1971 Ornette Coleman Quartet.
This music appears here for the first time ever on CD and with splendid sound quality!!!
Includes a booklet with insightful information and a splendid photo by Val Wilmer.

All compositions by Ornette Coleman
JR651

Opis

Wydawca
Jazz Row Records
Artysta
Ornette Coleman Quartet
Nazwa
Live in Paris 1971
Instrument
tenor saxophone
Zawiera
CD
chat Komentarze (0)
Na razie nie dodano żadnej recenzji.