Charles Gayle, William Parker, Hamid Drake: Live At Jazzwerkstatt Peitz
esensja.pl
...album otwiera trwająca prawie 30 min kompozycja Fearless. I rzeczywiście Gayle, Parker i Drake poczynają tu sobie w sposób Nieustraszony. Począwszy od otwierającej utwór partii saksofonu, poprzez partie kontrabasu, na którym William gra smyczkiem, i perkusji, aż po triumfalny powrót do punktu wyjścia, gdy na plan pierwszy ponownie wybija się Gayle.
Live at Jazzwerkstatt Peitz może okazać się „lekturą” wyjątkowo ciężkostrawną dla osób, które na co dzień trzymają się z dala od free jazzu, które w muzyce poszukują zwłaszcza sympatycznych melodii i subtelnego klimatu. Tego na płytach Gayle’a nie znajdą. Znajdą za to niepohamowaną energię płynącą z serca człowieka, który poznał świat od najgorszej strony. Który wydobył się z nizin społecznych, by wspiąć się na artystyczny szczyt.
Polityka prywatności
Zasady dostawy
Zasady reklamacji
Avant Jazz / Free Jazz
premiera polska: 2023-06-23
opakowanie: Jewelcaseowe etui
opis:
esensja.pl
Amerykański saksofonista i pianista freejazzowy Charles Gayle, mimo podeszłego już wieku (w tym roku obchodził siedemdziesiąte siódme urodziny), lubi podróżować po świecie. Najczęściej jego eskapady związane są z koncertami, podczas których co rusz towarzyszą mu nowi artyści. Na albumie „Live at Jazzwerkstatt Peitz” u boku Gayle’a pojawiają się dwie inne legendy jazzu improwizowanego: kontrabasista William Parker oraz perkusista Hamid Drake.
Trzeba mieć w sobie wiele samozaparcia, aby – jak Charles Gayle – zbliżając się powoli do osiemdziesiątki, podróżować po świecie nie tyle w celach turystycznych, co zawodowych. Ale też jest to artysta zahartowany przez życie; wystarczy wspomnieć, że po przeprowadzce z rodzinnego Buffalo do Nowego Jorku przez dwadzieścia lat był bezdomny, utrzymywał się z grania na saksofonie – na ulicach miasta i w metrze. Dopiero gdy niemal dobił do pięćdziesiątki, los postanowił się do niego uśmiechnąć – zaproponowano mu nagranie płyty. Tak powstał album „Always Born” (1988), od którego zaczęła się profesjonalna kariera muzyczna Gayle’a. Od tamtej pory czarnoskóry saksofonista i pianista (tak naprawdę trudno byłoby określić, który instrument jest mu bliższy) pozostaje bardzo aktywny na scenie freejazzowej. Stoi na czele sygnowanych własnym nazwiskiem Tria i Kwartetu; na dodatek angażuje się w wiele innych projektów. Często też zmienia artystycznych partnerów, wychodząc z założenia, że nawet będąc tak doświadczonym muzykiem, może się jeszcze czegoś nauczyć od innych.
Gdy w kwietniu 2014 roku przyjechał do naszego kraju, u jego boku na koncertach znaleźli się dwaj artyści z naszego regionu Europy: polski kontrabasista Ksawery Wójciński oraz niemiecki perkusista Klaus Kugel. Jak wypadł ich wspólny występ w klubie Dragon w Poznaniu, można posłuchać na wyśmienitym, wydanym przez warszawską firmę For Tune, albumie „Christ Everlasting” (2015). Półtora miesiąca później Gayle pojawił się natomiast w Stüler Kirche w brandenburskiej miejscowości Peitz (kilkanaście kilometrów od Cottbus), gdzie zagrał na zaproszenie berlińskiej wytwórni Jazzwerkstatt. I ten koncert został zarejestrowany i opublikowany na płycie noszącej – adekwatny do sytuacji – tytuł „Live at Jazzwerkstatt Peitz”. Światło dzienne ujrzała ona stosunkowo późno, ponieważ dopiero w listopadzie ubiegłego roku. Amerykanin ponownie wystąpił w trio, tym razem jednak ze swoimi sztandarowymi współpracownikami, jak on uznawanymi za legendy w świecie jazzu improwizowanego: kontrabasistą Williamem Parkerem oraz perkusistą Hamidem Drakiem.
Obaj panowie – i Parker, i Drake – mają na koncie każdy po kilkadziesiąt płyt. Ten drugi może być jednak bliższy czytelnikom „Esensji”, ponieważ pisaliśmy już o nim przy okazji recenzowania płyt „Schl8hof” (2013) DKV Trio Kena Vandermarka oraz „Seven Lines” (2013) Hery Wacława Zimpla. Kiedy więc do pracy biorą się fachowcy takiego formatu, nie ma możliwości, aby odstawili fuszerkę. I tak właśnie jest w przypadku występu w Peitz. Gayle, Parker i Drake zaserwowali słuchaczom ponad godzinę (tyle przynajmniej materiału trafiło na album) porywających improwizacji, znaczonych solowymi partiami kontrabasu, perkusji i – nade wszystko – saksofonu tenorowego i fortepianu. Gwoli ścisłości należy dodać, że lider nie rezygnuje też jednak – co zresztą dla niego jak najbardziej typowe – z wycieczek do świata post i hard bopu rodem z lat 50. i 60. XX wieku, czyli muzyki, która – jak widać, na długie lata – ukształtowała jego gust (vide Charlie Parker, John Coltrane, Miles Davis, Thelonious Monk).
Album otwiera trwająca prawie trzydzieści minut kompozycja, której artyści nadali tytuł „Fearless”. I rzeczywiście Gayle, Parker i Drake poczynają tu sobie w sposób… nieustraszony. Począwszy od otwierającej utwór partii saksofonu, poprzez kolejne sekwencje solowe (kontrabasu, na którym William gra smyczkiem, i perkusji), aż po triumfalny powrót do punktu wyjścia, gdy na plan pierwszy ponownie wybija się dęciak Gayle’a. Sekcja rytmiczna, choć przez większość czasu pozostaje w tle, wcale nie odgrywa mniej znaczącej roli. Trzeba tylko wsłuchać się uważniej w to, co dzieje się na dalszym planie, aby wychwycić wszystkie skomplikowane podziały, jakimi muzycy raczą słuchaczy. Nie stronią oni zresztą także od ostrzejszych brzmień, co z kolei może przypaść do gustu wielbicielom rocka. W „Gospel” Charles odkłada na bok saksofon i siada do fortepianu. Już pierwsze dźwięki klawiszy przekonują, że choć wciąż pozostawać będziemy w świecie jazzu improwizowanego, to jednak będzie on mocno zaprawiony klimatem lat 60. – i tak jest w rzeczywistości. Wzorem swoich hardbopowych mistrzów lider nie stroni od wstawek z pogranicza soulu i rhythm and bluesa (co wyjaśnia tytuł). Wspomagają go w tym wydatnie William i Hamid, którzy grają tu wyjątkowo rytmicznie i pulsacyjnie.
Kolejny z improwizowanych numerów – „Texturen” – to z kolei wycieczka do świata klasycznej awangardy spod znaku Johna Cage’a czy, nie szukając daleko, polskiego kompozytora Kazimierza Serockiego. Gayle stara się wyciszyć emocje towarzyszące poprzednim kompozycjom; gra w sposób stonowany i minimalistyczny, jakby chcąc podkreślić wagę każdego dźwięku. W podobnym nastroju utrzymany jest utwór „Angels”, chociaż w nim akurat dużo więcej dzieje się w tle – Parker po raz kolejny sięga po smyczek, a Drake z biegiem czasu z pełnym zaangażowaniem zaczyna wykorzystywać cały zestaw perkusyjny. Zachęca go do tego zresztą sam Charles, w ostatnich minutach osiągając najwyższy stopień kakofonii. Poziom rozstroju nerwowego jest tak wielki, że przejście do kolejnej kompozycji – klasycznie freejazzowego „Encore at Jazzwerkstatt” – wielu słuchaczom może wydać się błogosławieństwem. Choć i tu nie brakuje energetycznych partii perkusji czy pełnych szaleństwa solówek saksofonu. Amerykanie nie oszczędzają nikogo, a już w najmniejszym stopniu siebie. Dopiero w finale Parker i Drake starają się nieco złagodzić nastrój, co Gayle „przyklepuje” stopniowo coraz bardziej stonowanym dęciakiem.
„Live at Jazzwerkstatt Peitz” może okazać się „lekturą” wyjątkowo ciężkostrawną dla osób, które na co dzień trzymają się z dala od free jazzu, które w muzyce poszukują zwłaszcza sympatycznych melodii, zapadających w pamięć harmonii i subtelnego klimatu. Tego na płytach Charlesa Gayle’a nie znajdą. Znajdą za to niepohamowaną energię płynącą z serca człowieka, który poznał świat od najgorszej strony. Który wydobył się z nizin społecznych, by wspiąć się na artystyczny szczyt. Czy od kogoś takiego można wymagać, aby tworzył przeboje?
autor: Sebastian Chosiński
Editor's info:
This performance from May 2014 was the opening concert at Jazzwerkstatt 51, given by Charles Gayle (tenor saxophone, piano), William Parker (double bass) and Hamid Drake (drums) in the Stüler Church, Peitz, Germany. The concert was dedicated “In Memoriam Peter Kowald”, the German bassist who died in 2002 and lived in New York for almost the last two decades of his life. Gayle and Parker were among his earliest musical associates in the city, as seen in the film Rising Tones Cross (full of now familiar faces, looking much younger). Gayle and Parker have been well documented together, but as far as I can tell this is the first commercial recording of them with Drake. The liner photo shows that Gayle played as “Streets the Clown” a funny nose and make-up he adopts from time to time as an onstage persona to create a distance from himself (when clowns cry, people take it seriously). For a number of years Gayle played alto saxophone, claiming that while homeless it was easier to put under his coat when sleeping, but the switch back to tenor now seems permanent. Gayle’s music – with its gospel-tinged, Ayleresque tunes – is rooted in a world in which the Church and music afforded some of the few redemptive moments in lives endured, combining deep sadness with the hope of salvation. Nowadays, his playing tends to be less fuelled by a relentless energy however, as if striving for a place where self is transformed through sound, feeling at times like a musical enactment of Jacob wrestling with the Angel. With the perspective of someone in their seventies – and the inevitable taking stock – Gayle’s playing has become sparser, with an economy of gesture typical of late work, but also no doubt due to the constraints imposed by age. His fiery spirit and sense of sanctity are still there, now more pensive than polemic. That isn’t always so – much depends on with whom he’s playing. 26.05.15 (Otoruko, 2016) is from London’s Cafe OTO (I was lucky enough to be there) with John Edwards on double bass and Roger Turner on drums, very much a return to the Gayle of earlier days: raucous and heroic in scale, spurred on by churning bass and drums. Shortly before, he’d played with Ksawery Wojcinski (double bass) and Klaus Kugel (drums) in Belgrade, a less turbulent pair and more meditative playing. This performance finds Gayle somewhere between the two. When they hit their stride, Parker and Drake are a rhythm section like no other, a supple unit made up from two different kinds of rhythmic motion, a weaving together of sometimes distinct pulses which complement and lock perfectly. There’s Drake’s intricate, floating polyrhythms and Parker’s lithe, throbbing bass line, incorporating phrasing and the repetition of notes typical of African string instruments. A perfect balance of lightness and weight, the fluid with metrical precision, and a propulsive power ranging from a swirling tornado down to a rippling stream. As with Gayle, there’s less of the former in this concert, possibly for the same reasons. Like Ayler, Gayle’s tunes are not only simple but wilfully simple: the ennoblement of the naive, and don’t undergo elaborate development. He uses them as inspirational verse, repeatedly interrogated, inducing a turmoil of exaltation and despair, often in contrasting registers, building into powerful crescendos which hang in suspense, frequently unresolved. On ‘Fearless’, when Gayle visits the tune for a second time with Parker on bowed bass, there’s a rising intensity as he’s compelled to move ever upwards, reaching the point where his saxophone squeals like a trumpet, only concluded by walking away while playing, fading and leaving the stage to Drake’s elegant solo. It is only the simple affirmation of the tune at the end of the piece which provides a release. Where possible, Gayle now divides his performances more or less evenly between tenor and piano, his first instrument. His pianism has been subject to the charge of too many notes, and sometimes tolerated as an eccentric excursion from his more serious work on saxophone. Gayle is committed however, and has released two albums of piano music: Jazz Solo Piano (Knitting Factory Records, 2001) – possibly a tribute to his days as a bar-room pianist – and Time Zones (Tompkins Square, 2006). He’s also taken further piano lessons. On saxophone, his musical and spiritual forbears are Coltrane and Ayler; as a pianist it’s Tatum and latterly, Monk, whose tunes he covers though snatches can appear elsewhere, as if stumbled on during his musings. Certainly, when Gayle switches to piano it’s a very different scenario and at first even Parker and Drake are thrown off-kilter, unsure of how to fit into this new space as Gayle carries on his own virtuosic disquisition on jazz piano, with frequent and abrupt changes in tempo and texture, rarely settled. Fascinating, but the kind of thing probably best played solo (Edwards and Turner accommodate this kind of nervous energy more easily). Here, the trio come together gradually however, as Gayle tempers his runs and becomes more focussed so that by ‘Angels’ they meld, finding a tone and pace that suits them all.
Gayle is back on tenor for the encore, celebratory rather than yearning, closing over Parker and Drake’s dancing groove.
muzycy:
William Parker - Double bass
Charles Gayle - Tenor Saxophone
Hamid Drake - Drums
utwory:
1. Fearless (28:16)
2. Gospel (09:03)
3. Texturen (08:04)
4. Angels (10:47)
5. Encore At Jazzwerkstatt (10:14)
wydano: 2023-04
more info: www.jazzwerkstatt.de
Opis
- Wydawca
- Jazzwerkstatt (DE)
- Artysta
- Charles Gayle, William Parker, Hamid Drake
- Nazwa
- Live At Jazzwerkstatt Peitz
- Zawiera
- 1CD
- Data premiery
- 2023-06-23