search

Low Vertigo - Diego Caicedo, Goncalo Almeida, Vasco Trilla: Low Vertigo

48,99 zł
Brutto
Ilość

 

Polityka prywatności

 

Zasady dostawy

 

Zasady reklamacji

Doom Metal Improv / Avant Garde / Free Jazz
premiera polska:
2019-04-10
seria wydawnicza: Spontaneous Music Tribune Series is dedicated to iberian free improvised music
kontynent: Europa
opakowanie: Gatefoldowe etui
opis:

Liner notes pl
Prawdziwie mistrzowie iberyjskiego free jazzu i muzyki improwizowanej – Gonçalo Almeida, Vasco Trilla i Diego Caicedo – zeszli do samego piekła, by poszukać nowych inspiracji dla swojej kreatywności.
Low Vertigo, najnowszy pomysł tej trójki muzyków, to masywne połącznie basowej ściany nierzeczywistości, gitary zwinnej jak lampart i perkusji, która biczuje twój umysł niczym macki ośmiornicy.
Zapomnij o gatunkach, stylach, podziałach i innych bzdurach, które wymyślili ci, którzy są głusi na prawdziwe emocje płynące ze swobodnego muzykowania.
Jeśli już upierasz się przy tropie gatunkowym – to będzie thriller, doom thriller!

Liner notes eng
Truly masters of Iberian free jazz and improvised music - Gonçalo Almeida, Vasco Trilla and Diego Caicedo - went to hell to find new inspirations for their creativity.
Low Vertigo, a new idea of those musicians, is a massive combination of the low bass of unreality, an agile guitar like a leopard and drums that whips your mind like tentacles of an octopus.
Forget about the genres, styles, divisions and other nonsense that have been invented by those who are deaf to the real emotions of free music.
If you are already insisting on a species trail - it will be a thriller, doom thriller!

Andrzej Nowak


pure doomprov... if heavy is your thing, this is your dream trio… - aJazzNoise.com

spontaneousmusictribune.blogspot.com
Low Vertigo! Caicedo, Almeida & Trilla on the way of going doom!

Ściana gitarowego dźwięku, który płynie z czterech strun basu, który łapie rytm i podprowadza do gry kąśliwą gitarę, pełną prądu, zgiełku, ale i pewnej ulotnej nieoczywistości. W tle full drumming, jakby za moment coś miało definitywnie zaistnieć. Gęsty strumień fonii, który zdaje się wywoływać u mniej przygotowanego odbiorcy, krytyczny stan przedzawałowy. Cała trójka muzyków rysuje ścieżkę rytmu, jakby wywróconego na lewą stronę, ale niepozbawionego zaskakującej melodyki. Bas wgryza się w ziemię, gitara repetuje całą historią prog & heavy, perkusja stawia stemple własną krwią. Narracja sięga szczytu na początku piątej minuty, po czym spowija ją cierpka cisza. Pieśń otwarcia, która zwie się Akakabuto.

W pogoń za utraconymi, z powodu chwili ciszy, porcjami hałasu, rusza ponownie bas, znów wyposażony w napęd charakterystyczny dla estetyki hc/punk. Gitara lepi się do niego z rysem pewnej historii do opowiedzenia, jednak speed metalowy drumming, który włącza się do gry dokładnie w 53 sekundzie, sprawia, iż ów karkołomny pomysł zostaje pod niedługim czasie zarzucony. Galop, brud, pewna ulotna chropowatość. Po kilku okrążeniach, narracja niespodziewanie pętli się, zacina, kotłuje, po czym z mocą walca drogowego, stawia świat do pionu i kreśli nowy szlak. Owo spowolnienie dzieje się w 4 minucie i daje asumpt dla wykreowania na poły śmiertelnej mantry – bas w roli jątrzącego, gitara jako akcent porządkujący, perkusja wykonująca wyrok. Krok w chaos totalnej improwizacji nadyma narrację i dodaje jej wyjątkowej urody. Finał opowieści nazwanej Bitumen Scrotum, pełen jest ciężkiej psychodelii, która zaskakująca zwinnie wybrzmiewa.

Pieśń tytułowa, Low Vertigo, budzi się minimalistycznymi dronami nieznanego do końca źródła pochodzenia. Tkana misternie, niczym pajęczyna, powolna, ociężała. Jakby pół wieku bolesnego heavy rocka zatoczyło dramaturgiczną pętlę – schizoidalna mutacja wszelkich tradycji. Po kilku przebiegach muzycy zdają się łapać rytm, dotykać skali i łamać harmonię, która być może była ich krótkoterminowym celem. Krwawią obficie, jakby ich fire rock zastygał niczym lawa, w kilka dni po zasadniczej erupcji. Epicka psycho-drama toczy się bez nadmiernego pośpiechu, jak wszyscy już wiedzieli, że skończy się dopiero na parę sekund przed upływem pełnego kwadransa. Po 5 minucie gitara na chwilę zostaje sama, a przestrzeń wokół mniej nabiera metafizycznej pustki, drży i czeka na nieuchronny powrót basu i perkusji. Ta para powraca z jeszcze większą brutalnością, jakby archetypiczna apokalipsa działa się na naszych oczach. Cytując klasyków – Wake up, it’s time to die! 7 minuta - gitara zdaje się dusić własnymi strunami, brzmi niczym harsh-electronics po eksplozji systemu zasilania. Z mroku troski o losy narracji, rodzi się nowy podrozdział – perkusja rezonuje na ciepłych talerzach, bas grzmi mocą wszystkich amplifikatorów w promieniu stu kilometrów, gitara szuka kierunku ucieczki. Muzycy z dala od wszelkich konotacji gatunkowych, zdają się na nowo budować swój świat. Bas włącza się w mantryczną repetycję, dzięki czemu całość tego odcinka sięga chyba samego dnia swojej treści. Po 11 minucie, jakby kolejna, tajemnicza siła pchała muzyków ku artystycznej nieskończoności. Nabierają dynamiki, niczym zimnej wody w usta i brną do samego finału, precyzyjnie, punkt w punkt! Kulminacja artystycznej desperacji dokonuje się na naszych oczach.

Hair Mortar Discharge zaczyna się w samym środku zgiełku. Jakby ta pieśń, w sposób dla nas niedostrzegalny, trwała już od kilku godzin. Z chaosu chwili muzycy dobywają drogowskazy, pomysły na wyjście z matni permanentnej kulminacji, która towarzyszy im od pierwszej sekundy tego wątku płyty. Bas sprawia wrażenie, jakby pierwszy dostrzegał swoją metodę – doom flow skąpany w niemal surrealistycznej psychodelii. W 4 minucie czyni rodzaj dramaturgicznego przełomu, podaje rytm, reszta zaś instrumentów skacze za nim w ogień bez chwili zawahania. Potem raz za razem wbija pale w ziemię, podczas gdy gitara ginie w strumieniu eskalacji, a perkusja skacze od ściany do ściany. Potencjometry przesunięte daleko poza skalę znaczą moc tej kulminacji. Finał jest nagły, ale wybrzmiewa pięknym strumieniem na samym dnie amplifikatora.

Finał nazwano Placenta Asphalt. Brnie od pierwszej do ostatniej sekundy w tempie marsza pogrzebowego. Jakby blues wyzbyty ze wszelkich emocji, w momencie, gdy tytułowe łożysko już dokonało swojego żywota. Walec zmutowanych post-dronów. Gitara skwierczy, zaplątana w pozrywane struny, bas znów stawia stemple znaczone czerwonym kolorem, perkusja tańczy wokół i stara się uporządkować coś, czego nie da się uporządkować. Jedenasto i pół minutowa epopeja dobijania koni – recenzent znów posiłkować się musi historią kinematografii. Powraca duch starego Black Sabbath, rodzaj ballady dla umierających powtórnie. Krytycznie szczera, bezkompromisowa wizja.. Gitara jakby traciła głos, rechocze w stanie sprzężenia fonii, post-rock w trakcie kolejnej awarii zasilania, doom electronics tuż po wybiciu zębów trzonowych. Surowość, turpizm i dosadność prostej formuły bluesa, który zdaje się nie mieć końca, tu toczony wedle wzorców godnych Nicka Cave’a i jego The Birthday Party. Od 7 minuty narracja delikatnie narasta, jakby muzycy, choć pozbawieni już sił, wspinali się na wysoką górę. Bas obniża swoje brzmienie poniżej wartości krytycznej - dudni, grzmi, złorzeczy. Gitara walczy o przetrwanie, a może to już jest jej życie po życiu. Flow narracji pulsuje, drży, huczy pustą przestrzenią – zdaje się, że wszyscy po obu stronach sceny zostajemy wciągnięci do samego środka dna. Definitywny koniec tej historii wyznacza mgła black ambientu.
autor: Andrzej Nowak


fyh.com.pl - ocena 8.5/10
Najstarsze wydawnictwo z tego grona, ale musiało się pojawić, bo Diego Caicedo, Gonçalo Almeida i Vasco Trilla odwalili kawał nie tyle dobrej, co świetnej roboty. W projekcie Low Vertigo dla Multikulti (w serii Spontaneous Music Tribune) kolumbijsko-iberyjskie trio sieka aż miło. Free-noise w ich przypadku to za mało powiedziane napisane. Low Vertigo grają głośno i mocno, idąc w improwizację z doomowymi naleciałościami. „Akakabuto” to świetny wstęp, który poza przesterowaną gitarą na początku szybko wchodzi w rejony nakreślające całą płytę. Zgiełk, nieład, szybka perkusja zakochanego w Polsce, opisywanego tutaj kolejny raz Katalończyka Vasco Trilli, chaotyczna gitara Kolumbijczyka (mieszka w Hiszpanii) Diega Caicedy i rwany i mrukliwy bas Portugalczyka (mieszka z kolei w Holandii) Gonçala Almeidy. Krótkie, ale ekspresyjne intro szybko wprowadza w Low Vertigo, bo w „Bitumen Scrotum” już wiemy, że trio nie bierze jeńców. Noise-punkowy kawałek momentami zahacza o Fugazi, momentami o The Thing, zgrabnie zwalnia na wysokości czwartej minuty, ale dalej Low Vertigo katują swoje instrumenty. Z płyty aż bije agresja, czuć pot muzyków, a oczyma wyobraźni widać odciski na ich dłoniach, gdy szarpią struny (Caicedo, Almeida) i z całej siły walą pałeczkami w bębny (Trilla). Bardzo mi się ten album kojarzy z Mondo Generator, zwłaszcza jeśli sięgnie się po „Hair Mortar Discharge”. Szybkie tempo, ostre gitarowe solówki, nieregularna perka, masywna linia basu przenoszą słuchacza w rejony wkurzonej gry Nicka Oliveri i spółki z czasów Drug Problem That Never Existed. Utwór tytułowy z kolei jest najbardziej melodyjny, ale dopiero po upływie ciężkich, kakofonicznych dziesięciu, prawie jedenastu minut. To po tym długim wstępie, chropowatym jak ścieżka obsypana żużlem, trio naciska pedał gazu, i serwując pełen jazgotu chaos, tworzy noise-jazzową suitę opartą na energicznej improwizacji. Debiutancki album zamyka doomowa „Placenta Asphalt”, która mogłaby pełnić soundtrack do ponarkotykowego zejścia.


opduvel.com
Vrije muziek kent vele gedaanten en er zijn muzikanten die zich in tal van die gedaanten thuis voelen. Neem bassist Gonçalo Almeida, Portugees en woonachtig in Rotterdam, die bijvoorbeeld met het LAMA Trio beschaafde jazz met een avant-garde randje maakt, maar ook met Albatre vuige jazz met een zeer stevige rockgroove produceert. De bassist is daarbij zeer productief. Zo verscheen zeer onlangs nog de prachtplaat Canícula Rosa van The Selva, met – naast Almeida – Ricardo Jacinto op cello en Nuno Morão op drums.

Op een stijl meer of minder wordt ook niet gekeken door gitarist Diego Caicedo, die tot nu toe twee solo-albums uitbracht, deel uitmaakt van het Discordian Community Ensemble, samenwerkt met vocaliste Ilona Schneider en een cd uitbracht met een trio dat naast hem bestaat uit klarinettist Luiz Rocha en drummer Marko Jelača. Vorig jaar was hij nog te horen op Demonology, samen met altsaxofonist El Pricto, bassist Javier Garrabella en drummer Vasco Trilla.

Laatstgenoemde is ook hier van de partij en ook hij is een drukbezet muzikant. Vorige maand nog verscheen a Brighter Side of Darkness, een duoplaat van Trilla en trompettist Luís Vicente. Vorig jaar bracht de slagwerker het solo-album The Torch In My Ear uit en was hij te horen op het album van L3, dat naast Trilla bestaat uit Vicente en saxofonist Yedo Gibson. Dat album verscheen in de Spontaneous Music Tribune Series op het Poolse Multikulti Project. In dezelfde serie is nu Low Vertigo van het gelijknamige trio verschenen.

De muziek van Low Vertigo is spontaan, grofkorrelig en doomy, maar waar een doom metalband het geluid volvet zou maken, zorgen de drie zich in vrije improvisatiekringen bewegende muzikanten voor een afgeroomder sound, zodat de muziek ademruimte heeft. De muziek klinkt daardoor minder zwaar, maar heeft niet minder impact. Gitarist Caicedo mag zich uitleven in solistisch spel, maar put zich niet uit in oeverloze en strontvervelende solo’s. Het is het samenspel waar het uiteindelijk om gaat en Almeida en Trilla spelen daarin een even voorname rol.

Almeida’s bassound is in opener ‘Akakabuto’ scherp, helt soms over naar feedback en distortion en doordat die grenzen worden opgezocht blijft de muziek spannend. Het vervormde basgeluid is de leidraad, terwijl Caicedo repeterende motieven en solistisch spel afwisselt en Trilla zich bedient van de basdrum, toms en bekkens (géén snare). In ‘Bitumen Scrotum’ klinkt de basgitaar zwaar. Zijn doomy geluid wordt gepareerd met gitaarspel dat zich richting noiserock en avant-garde metal beweegt. Trilla lijkt black metal, doom metal en jazz te combineren in zijn drumspel. Het trio is sterk in de chaotische passages, waarin men wonderwel de controle niet verliest.

De titeltrack duurt ruim veertien minuten en is een van de twee langere stukken op het album. Het tempo is funeral doom-achtig traag en aanvankelijk is nauwelijks een drumslag per seconde te tellen. De bas is ook hier de motor, laag ronkend en grommend, terwijl Caicedo vrij spel heeft op de traag voortbewegende muziek. Dat is het uitgangspunt. Tussendoor horen we echter ook hoge noten uit Almeida’s bas komen en legt Trilla tussen de elementaire slagen door ook accenten. Het originele ritme wordt losgelaten, maar de muziek blijft hard en donker klinken. Het tempo wordt een enkele keer stilgelegd, Almeida veroorlooft zich een paar razendsnelle loopjes of juist een hoge drone, die door Trilla met ruisende bekkens worden begeleid. Caicedo experimenteert er ondertussen op los, tovert tegendraadse motieven uit zijn gitaar en wisselt rusteloos spel af met lang doorklinkende akkoorden. In het laatste gedeelte mondt het samenspel uit in een welhaast kakofonische climax, waarna in langzaam tempo wordt afgebouwd.

‘Hair Mortar Discharge’ is het meest roerige stuk op het album. Het begint vol gas en een aantal keer denk je dat het vrije spel zal uitmonden in een rockgroove. Het gebeurt niet. De muzikanten blijven volharden in hun individuele spel, dat bijzonder goed blijkt te matchen. Pas na drieënhalve minuut speelt Almeida een motief, dat echter al snel weer verdwijnt in de muzikale anarchie. Het ruim elf minuten durende slotstuk ‘Placenta Asphalt’ opent met luide feedback, waarna de drums, de zware bas en de distortion van de gitaar de mammoettanker slepend op gang trekken. Een flard van de oude Black Sabbath klinkt door en de muziek neigt naar drone metal, maar het trio vermijdt al te grote metalcliché’s. In tegenstelling tot de andere stukken op het album, blijft Low Vertigo in dit stuk in het vaste stramien spelen, al wordt op het zware en lome thema volop gevarieerd. De manier waarop het trio het stuk langzaam laat uitlopen, is indrukwekkend en bijzonder fraai.

Low Vertigo is een album dat zowel niet puristisch ingestelde jazzliefhebbers als ruimdenkende (doom) metalliefhebbers moet kunnen aanspreken. De muziek is hard en zwaar, maar binnen die context ook speels en avontuurlijk. Afspelen op luid volume wordt sterk aanbevolen, want dan komt de fysieke sensatie die de muziek teweegbrengt het best tot zijn recht.

muzycy:
Diego Caicedo: guitar
Goncalo Almeida: double bass
Vasco Trilla: drums

utwory:
01. Akakabuto
02. Bitumen Scrotum
03. Low Vertigo
04. Hair Mortar Discharge
05. Placenta Asphalt

total time - 42:01
wydano: 2019-04-08
nagrano: Recorded April 8th 2018 at Golden Apple Studios by Ralph Lopinski
Mixed and mastered by Ralph Lopinski

more info: www.multikulti.com
more info2: target='_blank' >www.vascotrilla.com

MPSMT013

Opis

Wydawca
Multikulti Project (PL)
Artysta
Low Vertigo - Diego Caicedo, Goncalo Almeida, Vasco Trilla
Nazwa
Low Vertigo
Zawiera
CD
chat Komentarze (0)
Na razie nie dodano żadnej recenzji.