search

Live at 1st Spontaneous Music Festival [Limited 200 copies edition]

41,99 zł
Brutto
Ilość

 

Polityka prywatności

 

Zasady dostawy

 

Zasady reklamacji


opis:

spontaneousmusictribune.blogspot.com:
Przed nami dźwiękowe wspomnienie z ubiegłorocznego, majowego Festiwalu Muzyki Spontanicznej w poznańskim Dragonie. Dwa duety pianisty Witolda Oleszaka – ten pierwszy, choć chronologicznie drugi, z trębaczem Luisem Vicente oraz ten drugi, chronologicznie pierwszy, z perkusistą, tu bardziej perkusjonalistą Vasco Trillą. Dwa koncerty podzielone edytorsko na pięć części, umieszczone na jednym dysku (52:33). Światowa premiera płyty odbędzie się w najbliższą niedzielę (7.04), oczywiście w Dragonie, oczywiście z udziałem całej trójki, która tym razem definitywnie … zagra w trio. Debiutującym wydawcą CD jest Spontaneous Music Tribune pod szyldem edytorskim Spontaneous Live Series i numerem 001.
Epizod pierwszy – fortepian i trąbka

Suche uderzenia w klawisze, lekko rozchełstane, delikatnie niechlujne, obok spokojny, mutowany tubą flow nie do końca rozgrzanej trąbki. Wejście w ryzy improwizacji śmiałe, małe rozpoznanie walką. Witek subtelny niczym zakonnica, Luis bystry i przebiegły jak lis. Zgrabna, w pełni kompatybilna narracja, tworzona przez artystów, którym od pierwszej sekundy jest razem zdecydowanie do drodze. 4 minuta przynosi pierwszy, nieco bardziej dynamiczny pasaż. Po kolejnych kilkudziesięciu sekundach muzycy po raz pierwszy wchodzą w głębiny preparacji, poszukują znamion sonorystyki. Zmysłowe smugi piękna opadają na dywan klubowy, małe cuda akustyki w praktyce koncertowej. Szorowanie strun, mała kipiel na mokrych wentylach. Muzycy broczą w mroku, ślą pocałunki, przywołują duchy przodków, tańczą na lodowatej powierzchni. Niespodziewane Oleszak przeskakuje na klawisze, gra kameralnie, ale z tygrysim pazurem. Vicente bierze tę jego woltę na ciało i prowadzi duet ku zmyślnej eskalacji. What a game!

Koncert bez chwili przerwy, po delikatnym wytłumieniu, osiąga swoją drugą część – pojedyncze klawisze, cień pudła rezonansowego, suche pomruki na wentylach. Cicha, jakże filigranowa ekspozycja, szmer małego piękna. Na moment pianista zostaje sam, gra każdą częścią swego instrumentu, ma dodatkową parę dłoni. Trębacz staje na placach i wyczekuje. Po chwili wchodzi ćwierć dźwiękami, boi się zapytać, czy może… jakby grał na lilipuciej trąbce Eustachiusza. Jego partner wchodzi za ciemną kotarę, nie ułatwia mu zadania. Piękny moment wyjątkowo cichej narracji! Garść rezonansu z pudła fortepianu – oniryzm, okultyzm, cuda drobnych, granych niemal wspólnie, fraz piana i trąbki. Za moment wejście w sonorystykę – piano drży i znów rezonuje, Luis wyciska krew przez najwęższy z wentyli. Komentarz suchej klawiatury, niczym metafizyczna post-kameralistyka! Opowieść zmysłowo rozlewa się w ocean abstrakcji, w strumienie transcendencji… Cisza po wybrzmieniu ma smak najsroższej kary.

Epizod drugi – fortepian i perkusja

Szmer małej, choć wielkiej orkiestry drobnych przedmiotów, wydających metaliczne dźwięki, usytuowanych na ogół na werblu. Piano leniwie budzi się do życia, stawia pierwsze kroki, jak niemowlę, wokół panuje cisza, która buduje narrację. Rezonans strun, robaczki puszczone w ruch. Echo przestrzeni, choć w rzeczywistości niezbyt rozległej, tu, na tej płycie, wielkiej niczym kosmos. Drżenie, pomruki, rezonujący czas – kto tu jest pianistą, kto perkusjonalistą, pyta retorycznie recenzent. Kto generuje smukłe drony, kto uderza w płaskie przedmioty. W 6 minucie Oleszak nieśmiało aktywizuje swoje ruchy na klawiaturze. Rozkwita także bukiet fonii ze strony Trilli, jego armia ołowianych żołnierzyków właśnie postanowiła uchronić ludzkość przed zagładą. Mikrobiologia preparowanych subtelnie dźwięków. Wraz z muzykami jesteśmy chyba w pół drogi do nieba. Poszukiwania tajemniczych przedmiotów w wielkim pudle rezonansowym fortepianu, obok odkurzanie talerzy i dzwonków. W 9 minucie Trilla niezobowiązująco drumminguje, Oleszak kontynuuje proceder. Po ułamku sekundy ciszy odnajdujemy się w drugiej odsłonie drugiego duetu. Preparacje, sonorystyka, struny i werbel. Piano trzeszczy i skowycze, talerze rezonują. Obaj muzycy jakby szukali pretekstu dla choćby skromnej dynamizacji swoich poczynań. Small piano, deep drumming. 5 minuta i drobny pasaż wprost z klawiatury, trochę jako komentarz do polerki na bocznych tomach. Narracja zdaje się nabierać rytmu, także odrobiny stylowego abstrakcjonizmu. Jeśli ma ona w tym właśnie momencie jakikolwiek kierunek, to na maszcie widniej napis free jazz. Rodzaj etiudy, fanaberii, miód i malina. Tuż potem mistrzowskie tłumienie – precyzja Witolda, nadkreatywność Vasco (ten drugi ma chyba nadprogramowe kończyny górne). Ostatnie dźwięki na patykach po lodach waniliowych.

Część ostatnia zaczyna się pod powierzchnią fortepianu. Talerze drżą, werbel prosi o łyk wody. Z samego dna płynie powykręcany rytm, który repetuje. Kameralny komentarz wprost z klawiatury. Dźwięki lekkie jak puch, cisza zdaje się być od nich głośniejsza. Odrobina surrealizmu w niebie akustyki. Przestrzeń sięga wyżej niż możemy to sobie wyobrazić - moc filigranowych inkrustacji, preparowanych zdobień. Proces całkowitego zjednoczenia dwóch instrumentów w jedno pasmo niebywałej fonii postępuje z żelazną konsekwencją. Po 7 minucie muzycy na moment wchodzą w pasmo semi-jazzowe, jakby chcieli znów dotknąć ziemi i przekonać się, że i tu jest wyjątkowo pięknie. To naprawdę tylko chwila – znów robią krok w kierunku abstrakcyjnych dźwięków. Mała symfonia wielkiej mocy – talerze, werble, deep piano w małym rytmie – pełna symbioza instrumentalna. Oleszak, mistrz dobrych zakończeń, wiedzie tę niebywałą opowieść aż na skraj ostatniego dźwięku.
autor: Andrzej Nowak

polish-jazz.blogspot.com:
Nie zamykając współpracy z wydawnictwem Multikulti Project, której plonem było już ponad dziesięć płyt z muzyką improwizowaną najwyższej próby, poznańska Trybuna Muzyki Spontanicznej otwiera własny cykl o nazwie Spontaneous Live Series. Pierwszym albumem w tej serii jest rejestracja dwóch scenicznych duetów pianisty Witolda Oleszaka – z Portugalczykiem Luisem Vicente oraz pochodzącym z Katalonii Vasco Trillą – które odbyły się na ubiegłorocznym Festiwalu Muzyki Spontanicznej w klubie Dragon.

Wszyscy ci artyści pojawiali się już na albumach firmowanych przez poznańską Trybunę, ale nigdy w takiej obsadzie. Zresztą, nawet gdyby tak było, to i tak o nieciekawą czy powtarzalną sztukę nikt by raczej Oleszaka, Vicentego i Trilli nie podejrzewał – przecież muzyka improwizowana wykonywana przez kreatywne jednostki ma olbrzymi potencjał inspirowania słuchacza niebanalnymi narracjami i dźwiękowymi zdarzeniami. A co do tego, że w Dragonie spotkały się bardzo kreatywne jednostki, nikt śledzący scenę free improvised wątpliwości mieć nie może.

W ujęciu tych artystów, spontaniczne dialogowanie przybiera wielowątkowe formy, których spójność – pomimo braku zaplanowania – jest główną zaletą albumu. To miara jakości muzyków, ponieważ nie uciekają oni na sprawdzone samotne szlaki, ale są w tworzeniu bardzo blisko siebie. Kolejne obierane przez nich kierunki wytyczane są kolektywnie, w pełnej synergii. Czy więc przenosimy się w kosmiczny niemal, pełen dźwiękowych łun pejzaż, czy kursujemy od nieśmiałych zająknięć do odważnych oświadczeń, czy wreszcie upadamy pod jarzmem turpizmu – dzieje się tak w wyniku wspólnych poszukiwań Oleszaka i jego partnerów.

Jak to przy tego rodzaju wydawnictwach bywa, spektrum emocjonalne jest szerokie: nie brakuje miejsca na nastrojowość i wyciszenie, ale jest też przestrzeń na zażartą dyskusję czy kłótnię, a nawet... muzyczne okrucieństwo. Tak różnorodny, sugestywnie podany przekaz świadczy nie tylko o głębi wrażliwości artystów, ale także o ich maestrii instrumentalnej, dzięki której mamy do czynienia (i to kolejny atut albumu) z przeciekawym sonorostycznym laboratorium. Sięgając po "Spontaneous Live Series vol. 001", nie pozostaje więc nic innego, niż tylko pozbyć się wszelkich oczekiwań, wyobrażeń na temat tego co ów krążek może zawierać, i po prostu rozsmakować się w tym, gdzie muzykom udało się dotrzeć. Przyda się wzmożona atencja, którą postrzegam za warunek niezbędny do należytego wkroczenia w świat Oleszaka, Vicentego i Trilli. Warto!
By Maciej Krawiec

Polish Jazz Recordings and Beyond:
Witold Oleszak with Luis Luís Vicente and Vasco Trilla: Live at first Spontaneous Music Festival Spontaneous Live Series 001 Witold Oleszak (p, prep p), Luis Vicente (t), Vasco Trilla (dr, perc). May 2018.

Andrzej Nowak, who is a curator of the Spontaneous Music Tribune series, realized together with Tomasz Konwent and Multikulti Project, initiated in Summer 2019 his own Spontaneous Live Series. Andrzej organizes every year Spontaneous Music Festival, where many musicians of the series are presented in Poznan , but also in Warsaw or Lódz. For instance, I had an honor of listening to Oleszak et consortes in Warsaw's DZiK a day later after the present concerts, recorded in Poznan's Dragon club. The album is absolute revelation and a phenomenal achievement. What has to be said or repeated: Witold Oleszak the new discovery in creative and free improvised piano of the last decade of the same caliber and importance as Elisabeth Harnik, Jordina Milla Benseny, Eva Risser, Kaja Draksler, Irene Aranda, Megumi Yonezawa or Izumi Kimura.

Luis Vicente is one of the leading trumpet players in the free improvised music of comparable posture as, say Nate Wooley. The same can be said about Vasco Trilla: the most creative of creative drummers.

The album combines these three geniuses in two duos. The rst two track are by Witold and Luis. The remaining three track are by the duo Oleszak-Trilla. Everything is here magisterial: individual improvisational mastery, collective synergy, balance between lyrical and eruptive volcanic, moods and spirits changes, plethora of techniques and various musical ideas, balance between "fake" and real sounds I have nothing else to add. This is one of the most important free improvised piano record of recent years!!!
by Maciej Lewenstein

opduvel.comom:
Vanuit Poznań bestiert Andrzej Nowak zijn eigen blog over freejazz genaamd Trybuna Muzyki Spontanicznej. In het Engels wordt dat Spontaneous Music Tribune en onder die naam verzorgt Nowak een serie binnen het label Multikulti Project. Opvallend in de uitgaven in die serie is dat er altijd minimaal één muzikant van het Iberisch schiereiland meedoet. Daar blijft het niet bij. In de Dragon Klub in Poznań vinden concerten plaats in de Spontaneous Music Tribune Series en vorig jaar vond op dezelfde plaats het eerste Spontaneous Music Festival plaats.

Van een van de concerten tijdens dat festival is nu een weergave verschenen op het door Nowak gestichte label met de naam (hoe kan het anders) Spontaneous Music Tribune. Eigenlijk betreft het twee concerten: een van de Poolse pianist Witold Oleszak met de Portugese trompettist Luís Vicente en een van Oleszak met de Spaanse drummer/percussionist Vasco Trilla. Het zijn muzikanten die al eerder op een of meer van de Multikulti-releases waren te horen. Daaruit wordt al duidelijk dat het hier om muzikanten gaat die het experimentele en het onconventionele spel niet schuwen. Op dit album blijkt dat des te meer.

De eerste twee stukken betreffen de duetten van Oleszak en Vicente. De pianist opent met korte accenten, terwijl de Portugees lange noten maakt, die hij als het ware laat zweven. Een cleane trompetklank haalt Vicente niet uit zijn instrument, bijna elk geluid wordt gemaakt met een niet-alledaagse techniek. De trompettist speelt met lucht, ademhaling, half ingedrukte ventielen, trillers, etcetera. De trompet klinkt vaak gedempt, soms scherp maar Vicente gaat nooit helemaal voluit. Het is het klankonderzoek en niet het volume waar het hier om draait. Wat dat betreft vindt Vicente een uitstekende metgezel aan zijn zijde. Oleszak is een gelijkwaardige partij en een voortreffelijk luisteraar bovendien. Hij pompt het geluid niet vol met klanken, maar weet met ingenieus spel de juiste klanken te vinden bij het spel van Vicente. Mooi is hoe de twee elkaar rond de vijfde minuut vinden in een ruw en spannend gedeelte, waarin de trompettist schurende, zuigende en flutterende klanken produceert en de pianist – al dan niet met voorwerpen – rechtstreeks de snaren van het instrument beroert. De piano fungeert als percussie-instrument, want ook de onderdelen die niet tot het klavier of de snaren behoren, maken onderdeel uit van het spel van Oleszak. Het stuk bestaat niet uit lange lijnen, maar is meer een aaneenschakeling van fragmenten, waarbij echter wel sprake is van een zekere, zij het losse, samenhang. Pas aan het (opwindende) einde van het eerste stuk horen we Oleszak een aantal langere riedels spelen.

Vicente laat zijn tonen als het ware vallen in het begin van het tweede stuk, terwijl Oleszak enkele zware tonen speelt. De hoge snaren worden door de Pool rechtstreeks bespeeld en later ook via het klavier maar met voorwerpen die meeklinken. Mooi is hoe Vicente zijn spel aanpast aan de bijna kinderlijk aandoende klanken van Oleszak. De trompettist sputtert en klinkt bijna als een vrolijk snaterende eend. Eventjes dan, want veel tijd om te beseffen wat je hoort krijg je niet van deze twee muzikanten. Oleszak benadert met zijn instrument, door op de snaren te slaan, de klank van een citer, terwijl hij daarnaast percussief in de weer is door naast het klavier te slaan. Vicente voegt daar zachte afgeknepen klanken aan toe, wat Oleszak noopt om gas terug te nemen. Wat volgt is wellicht het fraaiste deel van de improvisatie: beide muzikanten bespelen hun instrumenten op beheerste maar nog steeds experimentele wijze en de ruimte die tussen de noten valt veroorzaakt een enorme spanning. De Portugees produceert daarna klanken als een klein druk vogeltje en de pianist lijkt zijn snaren in de lengte te bespelen. Het zijn dit soort – veel voorkomende – muzikale schermutselingen die het luisteren naar dit duo zo’n boeiende onderneming maken.

In de laatste drie stukken is Oleszak te horen met slagwerker Vasco Trilla. Direct is duidelijk dat de wisselwerking hier tot een geheel ander klankspectrum leidt. De eerste van de drie improvisaties begint zeer gespannen, met donkere klankwolken van de piano en trillende klanken die in de verste verte aan een krekel zouden kunnen doen denken. Waar bij Oleszak en Vicente de instrumenten duidelijk zijn te onderscheiden, is het hier soms lastig om na te gaan of de pianist of de percussionist aan het werk is. Oleszak verbuigt zijn klanken die hij rechtstreeks aan de snaren ontlokt, terwijl Trilla’s snare resoneert en hij accenten legt op een kleine xylofoon. Verderop draait hij verschillende voorwerpen rond in een schaal. Niet alleen de man uit Barcelona, maar ook de pianist uit Poznań verzorgt de percussie, terwijl de percussionist ook weer voor melodische aspecten zorgt. De improvisatie kenmerkt zich voornamelijk door ingehouden spanning.

De pianosnaren kreunen aan het begin van het tweede duet van Oleszak en Trilla. De Spanjaard voegt zich erbij met toms en basdrum. De spanning blijft gehandhaafd met schurende, schuivende, slaande en wrijvende bewegingen. Het is alsof de twee muzikanten op het puntje van hun stoel zitten om direct adequaat op de ander te reageren of om de ander juist voor te zijn, waardoor die moet reageren. Het spel klinkt daardoor fragmentarisch, maar ook hier geldt dat het niet zonder samenhang gebeurt. Het klankenonderzoek is niet alleen het middel maar ook het doel in de muziek van Oleszak en Trilla. Dat uit zich in een veelheid aan geluiden, waarbij met name de piano soms niet meer als piano te herkennen is. Echter, halverwege het stuk is Oleszak plots conventioneel in de weer en klinkt hij als een freejazz-pianist. Trilla is met zijn hele drumkit present, al gebruikt hij voor het slaan niet alleen drumsticks, maar ook zijn handen en voorwerpen. Het stuk mondt uit in een vrij robuuste, bedrijvige en vrije climax.

In het begin van het laatste stuk is een percussieve klank van de piano dwingend aanwezig. Het is de enige keer dat een echte constante is te vinden in de muziek van het tweetal. Daaromheen zijn bekkens, een kleine gong, en een wat vervormd klinkende snaredrum te horen. Oleszak beperkt zich in het begin tot elementaire noten, het is Trilla die de bedrijvige muzikant is. Ronddraaiende voorwerpen doen hun intrede en vanaf dat moment verdwijnt de repeterende toon naar de achtergrond. Glijdende en hoge tonen vormen samen met de ronddraaiende objecten de dominante factor, waar beide muzikanten allerhande incidentele klanken aan toevoegen. Oleszak lijkt met zijn vingers over de snaren te wrijven en Trilla is al rommelend in de weer met – zo lijkt het – alles wat voorhanden is en een percussieve functie kan vervullen. Ruisende bekkens, rammelende pianoklanken, een xylofoon, metalen voorwerpen, geplukte snaren: de onderdelen waarmee en de manieren waarop de Pool en de Spanjaard muziek maken worden alsmaar uitgebreid.

Live at 1st Spontaneous Music Festival bevat twee verschillende duo’s en vijf verschillende improvisaties. In alle gevallen staat het klankonderzoek voorop. De muzikanten blijken meesters in het creëren en responderen en vooral de manier waarop zij al zoekend samen tot bij elkaar passende geluiden komen, is wat de muziek zo aantrekkelijk maakt om naar te luisteren. De eerste uitgave van Spontaneous Music Tribune mag er wezen, hopelijk gaan er nog heel wat volgen.
SLS001

Opis

Wydawca
Spontaneous Music Tribune
Artysta
Witold Oleszak / Luís Vicente / Vasco Trilla
Nazwa
Live at 1st Spontaneous Music Festival [Limited 200 copies edition]
Zawiera
CD
chat Komentarze (0)
Na razie nie dodano żadnej recenzji.