search

Harris Eisenstadt September Trio: The Destruictive Element

69,99 zł
Brutto
Ilość

 

Polityka prywatności

 

Zasady dostawy

 

Zasady reklamacji

Avant Jazz / Free Improvisation / Avant-Garde
premiera polska:
2013-11-06
kontynent: Ameryka Północna
kraj: USA
opakowanie: kartonowe etui
opis:

multikulti.com:
Podczas pierwszego i jak dotąd jedynego koncertu September Trio w Polsce (na poznańskim festiwalu NOWY WIEK AWANGARDY - 28.06.2013) muzycy zapowiadali nowy album, który właśnie ujrzał światło dzienne. To wspaniały prezent na zakończenie 2013 roku!
Słynny saksofonista Ellery Eskelin, nowojorska nadzieja jazzowego fortepianu - Angelica Sanchez pod przewodem perkusisty Harrisa Eisenstadta tworzą jeden z najciekawszych dzisiaj improwizujących składów.

To już tradycja, że kompozycje dostarcza w September Trio - Harris Eisenstadt, niektóre z nich to misterne konstrukcje, które jednak swoją złożonością ani przez chwilę nie przytłaczają, wymagając one czasami oszałamiającej nieraz wirtuozerii, w ogóle pod względem świadomości, z jaką muzycy przystępują do grania muzyki jest obezwładniająca.
Eisenstadt to utalentowany kompozytor, piszący na małe składy jak September Trio, Golden State Quartet czy Convergence Quartet, którego jest co-liderem, ale także na nieco większe jak septet Canada Day. Płynnie porusza się między podziałami gatunkowymi, wystarczy posłuchać raczej niejazzowych "From Schoenberg" Part One i Part Two, które odwołują się koncertu na skrzypce i orkiestrę Schoenberga.
Obraz dźwiękowy muzyki Harrisa Eisenstadta jest bardzo przejrzysty, próżno by doszukiwać się w niej typowych elementów współczesnej awangardy - nie jest ona wyłącznie ujściem dla energii i temperamentu poszczególnych muzyków.

Renomowana Clean Feed Records po raz kolejny daje dowód swojego prymatu w świecie kreatywnego jazzu, nie przez przypadek w corocznych podsumowaniach trafia na pierwsze lokaty wśród jazzowych wydawców.
autor: Mariusz Zawiślak

wybrane recenzje płyt Harrisa Eisenstadta:

multikultiproject.blogspot.com
September Trio "September Trio"
"Współczesna kultura jest stertą śmieci, stereotypów i klisz, odłamkami, które piętrzą się wśród ruin" pisał Walter Benjamin. Dlatego też od lat moje muzyczne poszukiwania kierują mnie raczej na jej obrzeża niż do centrum, gdzie nie sposób znaleźć cokolwiek interesującego. Nowojorski perkusista Harris Eisenstadt już kilka lat temu zwrócił moją uwagę.
Delikatność, intymność, namysł i skupienie stanowią największą wartość jego pracy artystycznej, zarówno jako kompozytora jak i instrumentalisty. Nate Wooley, często z nim współpracujący, w liner notes do płyty pisze (...) Harris Eisenstadt is a thinking man. He does not attempt at being a thinker. He doesn't play at being the intellectual, or hide behind the conceptual or technical to invite the listener's mind away from the music, he simply is a thinking man (...). Trudno się z nim nie zgodzić.

Pomimo młodego jeszcze wieku Eisenstadt wypracował sobie w świecie kreatywnego jazzu mocną pozycję. Nowy album przynosi mniejszy i odmieniony skład w porównaniu do ostatnich płyt, z których trzy to żelazne pozycje dla fanów jazzu, "Guewel", "Canada Day" i "Woodblock Prints". Pewnej odmianie podlega także sama struktura utworów, mniej gęsta niż na wspomnianych przeze mnie płytach daje jeszcze więcej miejsca na autorski wkład instrumentalistów.
A trzeba wiedzieć, że nowojorskie trio z Ellerym Eskelinem na saksofonie tenorowym i Angeliką Sanchez na fortepianie w siedmiu kompozycjach lidera, gra muzykę pozbawioną instrumentalnych fajerwerków, ale niepozbawioną fascynujących właściwości.
Angelika Sanchez doskonale różnicuje plany, jej gra jest dynamiczna, od delikatności (September 1 i 5) po karkołomne improwizacje (September 4 i 6).
Delikatne, zwiewne frazy Eskelina, jednego z faworytów Wernera Uehlingera, właściciela wytwórnio hatOLOGY, podkreślają refleksyjną aurę całości.
Zakorzenione w bluesie i tradycyjnym jazzie kompozycje Eisenstadta konsekwentnie skręcają w stronę nowego jazzu. Wyrafinowana, złożona struktura z zaskakująco przeplatającymi się rytmem i melodią, coraz to rwąca się narracja, śmiałość muzyków w szukaniu nieszablonowych rozwiązań instrumentalnych, wszystko razem przypomina technikę akwareli z jej brakiem wyraźnych konturów.

W naszym rozgorączkowanym świecie ktoś taki jak Harris Eisenstadt jest na wagę złota, pozwala złapać balans pomiędzy tradycją a nieodgadnioną przyszłością.
Płyta emanuje prawdziwie jesienną atmosferą, ale nie znajdziecie tutaj państwo taniego sentymentalizowania, w muzyce tej zaklęta jest zarówno "złota jesień”, ale także ta deszczowo-smutna, która niejednokrotnie potrafi zaskoczyć swoją gwałtownością. Być może dlatego zespół nosi nazwę September Trio?autor: Tomasz Konwent

freejazz-stef.blogspot.com
Harris Eisenstadt "Woodblock Prints [Vinyl 1LP, limited edition 300]"
Znam niewiele albumów wykraczających poza ramy gatunków. Do dwóch, do których regularnie wracam ("The Kingdom Of Champa" i "Racines Du Ciel") doszedł trzeci. Łączy komponowany jazz, grany przez solidną, nisko wybrzmiewającą sekcję dętą wraz z tubą i gitarą elektryczną, z mocną perkusją, wpływami muzyki świata i rocka, w przyjaznym, non-konformistycznym klimacie... Płytę wyróżniają również jedne z najpiękniejszych i ujmujących tematów, jakie jesteśmy sobie wstanie wyobrazić.

Perkusista Harris Eisenstadt to artysta o wszechstronnym podejściu do muzyki. Dwa lata temu wydał znakomity album "Guewel”, z dwoma trąbkami i afrykańskim free rytmem, rok temu "Canada Day", który zdobył powszechne uznanie a teraz wraca z muzyką, która wymyka się jakimkolwiek kategoryzacjom.

Już sam skład jest nietypowy: na klarnecie Michael McGinnis, Jason Mears na saksofonie altowym, Sara Schoenbeck na klarnecie basowym, Mark Taylor na rożku francuskim, Brian Drye na puzonie, Jay Rozen na tubie, Jonathan Goldberger na gitarze elektrycznej, Garth Stevenson na akustycznym basie i oczywiście Harris Eisenstadt na perkusji.

Po drugie muzykę zainspirowały japońskie drzeworyty, prezentowane na okładce, choć w jawnym kontraście do sztuki japońskiej, operującej w pustych przestrzeniach, gęstość i kompleksowość aranżacji Eisenstadta nie zostawia miejsca ciszy, choć jest łatwo rekompensowana ogólnym ciepłem brzmienia sekcji dętej.

Po trzecie kompozycje mają rygorystyczną konstrukcję, momentami wykazującą wpływy muzyki klasycznej, szczególnie, gdy do głosu dochodzi klarnet basowy Sary Schoenbeck, na którym gra w czystej skali chromatycznej, bez dysonansów. Muzyka bywa tu czasem melodyjna niczym u Glenna Millera, a czasem surowa i dzika jak free jazz, którym de facto nie jest.

Po czwarte, Eisenstadt pozwala grać muzykę zespołowi. Mimo że album zawiera wiele perkusyjnych subtelności, nie jest to płyta perkusisty: jest totalną muzyką: delikatną, zajmującą, ekspansywną, globalną, wyrafinowaną, choć momentami mocną, pełną siły i dynamiki, wykazująca dźwiękowe eksploracje i dźwiękową ekspresję, którą odnaleźć można wyłącznie w najbardziej śmiałych jazzowych formach.

... Eisenstadt po raz kolejny pokazuje, czym jest prawdziwa kreatywność...
autor: Stef Gijssels

Machina
Harris Eisenstadt 'Guewel"
Wdzięczny i rasowy, jazzowy przyczynek do boomu muzyki afro. Perkusista Harris Eisenstadt rozlicza się tu ze swych podróży na Czarny Ląd. Kolejne numery bazują na motywach takich klasyków nowoczesnej muzyki Senegalu jak Abdou Guite Seck, Orchestra Baobab czy Star Number One. Wariacje są swobodne, no bo kwintet Eisenstadta to on i sekcja dęta: kornet, trąbka, saksofon barytonowy i rożek francuski. Eisenstadt nie idzie oczywistym tropem asymilacji etno, operuje jazzowym językiem, ale afro inspiracje dają tej muzyce prostą, radosną korzenną energię. Jakby poprzez Afrykę docierali do nowoorleańskich parad. Nie ma tu jednak wskrzeszania tradycji. Nowoczesne, abstrakcyjnie rozwichrzone improwizacje szybko roznoszą marszowe tematy i rwą ludyczny liryzm melodii. Bywa ostro, ale generalnie „Guewel” to świetnie prowadzone, urokliwe tematy melodyczne, wyszukane rytmy, dużo przestrzeni i humoru.
autor: Rafał Księżyk

Audio Video
Harris Eisenstadt 'Guewel"
Trudno wymienić tych z którymi koncertował i nagrywał młody nowojorski perkusista Harris Eisenstadt - tutaj także zaprosił kilka znakomitości niezależnej sceny amerykańskiej: trębacza Nate'a Wooley'a, kornecistę i trębacza Taylora Ho Bynuma czy Marka Taylora. Muzyka jest zróżnicowana - obok odwołujących się mocniej do afrykańskich korzeni jazzu utworów znajdziemy i kompozycje zdradzające silny wpływ dokonań Anthony Braxtona i jego Ghost Trance Music, oraz takie gdzie górę biorą sonorystyczne poszukiwania. Mimo tych różnic jedno płynnie wynika tu z drugiego ukazując pełnię muzycznych fascynacji Eisenstadta. Rewelacja!

multikultiproject.blogspot.com
Harris Eisenstadt "Canada Day"
Harris Eisenstadt to jeden z tych młodych amerykańskich muzyków, kompozytorów i liderów (obok Keefe'a Jacksona, Arama Sheltona, Nate'a Wololeya, Daniela Levine'a czy Petera Evansa), którzy pojawi się na jazzowej scenie w ciągu ostatnich pięciu lat i od razu zaskoczyli krytyków i publiczność swoją dojrzałością. Każy projekt realizowany przez nich (lub z ich udziałem) to przemyślana, zwarta całość a nie zbiór przypadkowych kompozycji czy interpretacji. Każdy z zespołów, który współtworzą potrafi też wypracować unikatowe brzmienie, a nie staje się jeszcze jedną trawestacją poprzedniego projektu. I łączy ich jeszcze jedno - głęboka znajomość jazzowej tradycji. Tak jest i w tym przypadku.
W muzyce kwintetu Eisenstadta pobrzmiewają echa muzyki lat sześćdziesiątych, zwłaszcza dokonania Hutchersona i Dolphy'ego (także ze względu na instrumentalny skład zespołu). Mocno wyeksponowana jest jednak sekcja rytmiczna - czasem nawet wysuwa się tu na plan pierwszy poszczególnych utworów (Halifax) - jakby lider, sam będący jej podporą pragnął świadomie zatrzeć podział na instrumenty solowe jak i haromiczno-rytmiczne. I chyba tak jest, chociaż kluczowe solówki pozostawił w rękach najbardziej doświadczonych członków kwintetu - saksofonista Matt Bauder oprócz nagrań własnych składów ma w dorobku także nagrania i koncerty (m.in. duetowe) z Anthonym Braxtonem, a trębacz Nate Wooley od dobrych kilku lat jest podporą free jazzowej sceny nowojorskiej. Kompozycje Eisenstadta są niezwykle zwarte, choć zdają się być tylko delikatnym zarysem - całą ta płyta jest jak namalowana pastelem, bez ostrych wyrazistych konturów, barwy przenikają się tu dosyć swobodnie, a granice zdają się rozmywać. To muzyka, która powinna przynależeć do nowoczesnego mainstreamu, a nie - jak chyba krytycy ją zaszufladkują - do awangardy. Jazzu otwartego na dokonania frez, ale przystępnej, komunikatywnej, staromodnie pięknej.
autor: Józef Paprocki

multikultiproject.blogspot.com
Harris Eisenstadt "Canada Day II"
Płytę "Canada Day II" Harris Eisenstadt określa mianem dokomentu. Dopracowana w każdym szczególe, jest efektem dwuletniej pracy zespołu nad kompozycjami. Została nagrana w grudniu 2010 roku.
Zaskakująco śpiewne tematy, którym wyjątkowe brzmienie nadaje barwa wibrafonu sprawiają, że tej muzyki nie da się nie polubić, można ją nawet określić jako uwodzicielską. Tak jak na pierwszej płycie kompozycje wywiedzione z muzyki lat sześćdziesiątych (nagrań zespołów Bobby'ego Hutchersona i Erika Dolphy'ego), pozbawione są zbędnego dramatyzmu i niepokoju.
O ile nieformalnymi bohaterami pierwszej płyty tego składu była sekcja rytmiczna, czasem nawet wysuwająca się na plan pierwszy poszczególnych utworów, o tyle na nowej płycie płycie wyróżnia się sekcja dęta składająca się z saksofonisty tenorowego Matta Baudera oraz trębacza Nate'a Wooley'a, którzy bardzo swobodnie rozbudowują melodyczne tematy.
W liner notes do płyty Eisenstadt napisał, że jego muzyka przywołuje wspomnienie z dzieciństwa - lata spędzonego nad jeziorem w północnym regionie Toronto. Do czego nawiązuje znajdująca się na okładce grafika Jon'a Setzena. Przedstawia sielski krajobraz: jesienne drzewa i wtapiający się w tło dom jednorodzinny, które delikatnie odbijają się w jeziorze, całość zamyka pasmo zielonych sosen.
Słuchając kolejnych utworów odniosłem wrażenie, że każdy z nich jest pewnego rodzaju impresją starającą się uchwycić jakiś moment pory dnia, pory roku, czasu zastygłego w kanadyjskim krajobrazie.
autor: Kamil Orzech


Editor's info:
Here is one more fundamental opus of the present day jazz creativity recorded in Portugal, the little, sunny country serving as the door to enter Europe and to get out in the direction of the New World. The second album of the trio founded by drummer and composer Harris Eisenstadt with Ellery Eskelin (tenor saxophone) and Angelica Sanchez (piano) is a climb of several steps towards brilliancy. And part of the reason resides in the fact that Eisenstadt enables his phantoms (his personal references) to float, like writer Joseph Conrad in the title-track, “The Destructive Element”, composer Arnold Schoenberg in the two parts of “From Schoenberg”, and film director Akira Kurosawa in “Here Are the Samurai”. If the debut CD of the September Trio was about ballads, this one has as main theme the simple / complex paradox. This having nothing to do with the stereotyped oppositions between composition and improvisation, or between massive intensity and small group dynamics: simplicity and complexity are where you less expect it, and sometimes you take one for another. Fabulous, in one word.

All compositions by Harris Eisenstadt, Heresy Music (SOCAN)
Recorded September 29-30, 2012 at CAE Portalegre, Portugal, by Joao P. Miranda assisted by José Martins
Mixed and Mastered at Attack - Release Studio, Portalegre, Portugal by Joao P. Miranda

muzycy:
Harris Eisenstadt: drums, compositions
Angelica Sanchez: piano
Ellery Eskelin: tenor saxophone

utwory:
1. Swimming, then Rained Out
2. Additives
3. From Schoenberg, Part One
4. Back and Forth
5. Ordinary Weirdness
6. The Destructive Element
7. Cascadia
8. From Schoenberg Part Two
9. Here Are the Samurai

total time - 49:36
wydano: May 20th 2013
more info: www.cleanfeed-records.com
more info2: www.harriseisenstadt.com
CF276

Opis

Wydawca
Clean Feed (POR)
Artysta
Harris Eisenstadt September Trio
Nazwa
The Destruictive Element
Zawiera
CD
chat Komentarze (0)
Na razie nie dodano żadnej recenzji.