Keith Jarrett: The Koln Concert [180g audiophile Vinyl 2LP]
Polityka prywatności
Zasady dostawy
Zasady reklamacji
Modern Jazz / Pianistyka Jazzowa
premiera polska: 2010-02-08
kontynent: Ameryka Północna
opakowanie: Gatefoldowe etui
opis:
JazzPRESS:
„The Koln Concert” to Keith Jarrett w pigułce. Gdybym musiał wybrać tę jedną, jedyną płytę Keitha Jarretta, to całkiem prawdopodobne, że byłby to właśnie ten album. Choć może przez chwilę pomyślałbym o „At Blue Note: A Complete Recordings”, choć to nagranie w trio, a to już zupełnie inna kategoria. To koncert w całości improwizowany, choć zapewne w części wcześniej nieco przemyślany przez wykonawcę. Keith Jarrett zagrał wiele podobnych koncertów i gra nadal, a trzeba pamiętać, że od nagrania tego albumu minęło już 36 lat. Czemu więc właśnie ta płyta? Tego dnia udało się wszystko. Być może to najlepzy koncert jaki Keith Jarrett zagrał w życiu. To płyta magiczna, choć ja miałem z nią różne przygody. W latach osiemdziesiątych była jedną z moich ulubionych płyt, słuchałem jej co najmniej raz na tydzień, czasem przy niej zasypiałem. Nieco później, kiedy miałem też wersję cyfrową, bo częste słuchanie analogu sfatygowało go nieco, nie tylko zasypiałem, ale też się przy dźwiękach fortepianu Keitha Jarretta budziłem. Później nastąpił nieunikniony przesyt… Nawet najpiękniejsza muzyka może się znudzić. Dziś sięgam po nią czasem, większe muzyczne doświadczenie pozwala mi znaleźć w niej więcej cytatów. Odpocząłem od „The Koln Concert” jakieś 10 lat i dziś znowu słucham jej z największą przyjemnością. Oczywiście dziś Keith Jarrett jest lepszym technicznie pianistą. Oczywiście i dziś nagrywa wspaniałe płyty. Niedługo będzie kolejna – „Rio”. A może już jest. Obok „The Koln Concert” można śmiało postawić takie nagrania jak „The Paris Concert”, „La Scala”, czy „Concerts”. To jednak koncert z Kolonii ciągle wśród starszych i tych najnowszych płyt jest najciekawszy.
W tej muzyce jest jakiś niewytłumaczalny magnetyzm. To nie jest najłatwiejszy fortepian solo. To jednak taki rodzaj improwizacji, który wciąga słuchacza błyskawicznie i sprawi, że płyty słucha się w skupieniu od pierwszego do ostatniego dźwięku, nawet jeśli zna się ją na pamięć i nie ma mowy o efekcie nieprzewidywalności.
Tego wieczoru nastąpił zapewne zbieg wielu okoliczności, które złożyły się na tak wybitne nagranie. Sala, komplet publiczności, nastrój dnia, to oczywiste. Przypuszczalnie również przypadkowo i omyłkowo postawiony na scenie mały i niezbyt dobrze brzmiący i działający fortepian, który zmusił Keith Jarretta do operowania w środkowych rejestrach. Powtarzanie czasem przez wiele minut improwizacji na bazie jednego akordu stworzyło efekt wciągającej mantry, który spotęgowało nietypowe brzmienie fortepianu.
„The Koln Concert” to też absolutny bestseller wielce zasłużonej dla jazzu wytwórni ECM. To jeden z nielicznych przykładów nagrania, które odniosło jednocześnie niezwykły w świecie muzyki improwizowanej sukces komercyjny właściwie od pierwszego dnia po wydaniu, bez komercyjnych kompromisów i ukłonów w stronę mniej wymagającego słuchacza.
Choć wcześniej podobne solowe płyty nagrywał Bill Evans, to żadnej z nich nie udało się osiągnąć sukcesu choćby zbliżonego do tego, który odniósł Keith Jarrett.
Rafał Garszczyński
ecmreviews.com:
I have a confession to make. One that borders on blasphemy for a professed ECM fanatic such as myself: before writing this review I had never heard The Köln Concert. What is perhaps the most highly revered, and certainly the best-selling, album in the ECM catalog has managed to escape my ears all these years. Part of me wanted to save the experience for the right moment, while another had possibly been afraid that I might not like the album. Whatever the reason, I am happy to say that the wait is over…and it has been more than worth it.
The story behind this recording has, of course, already become the stuff of legend. On a dreary January day in 1975, Jarrett arrived at the Köln (Cologne) Opera House fatigued and malnourished and was bid to play on an inferior piano designed for rehearsals and not for live performance. As a result, the concert was almost never recorded. One can read about Köln lore ad nauseum elsewhere, not least in the album’s liner notes, so let’s have nothing more to do with it. The Köln Concert deserves to be listened to as it was created: without borders and without assumptions. And so, last night, as I lay awake in bed unable to sleep, I decided that it was time to fill this gaping hole in my listening life. With the lights already off, I put on the album and let the music take me wherever it wanted to take me. All I can offer in return is the following “travel diary” in honor of Jarrett’s achievement.
The opening chords of Part I set us upon an almost otherworldly path, providing gospelly signposts along the way to remind us of home. The music brims with the need for release, but Jarrett seems to want to hold onto it for as long as he can before its messages are lost forever. There is a persistence to his playing that speaks of countless internal dialogues all vying for attention. Delicate phrasing is suddenly punctured by a rhythmic depressing of the sustain pedal before flowering into an open exposition of higher energy. The music cascades as Jarrett’s voice careens off its towering contours when, just as suddenly, the majesty is swapped for an intimate chamber within its walls. Shadows of a former empire loom large, tethered by ecstatic cries.
Jarrett picks up the pace during the second act, moving from the elegiac to the frantic. Everything “fits,” joined by the same threads: a patchwork in which every seam is uniformly sewn. The progression is as lush as can be. It is as dense as a forest, and just as ordered in its own way. Jarrett brings us to a clearing, only to make us aware of the silence we left behind. So we turn around and jump right back into the thick of things as he expands his architecture to greater depths, carving out a subterranean labyrinth of cavernous sound that will never be charted again. The encore (labeled “Part IIc”) is both a montage of what came before and a preview for that which has yet to arrive.
It might seem clichéd to write this, but sometimes there are moments in one’s musical life that are simply magical. Clearly, Jarrett experienced over an hour’s worth of such moments here, and we are fortunate enough to be able to experience them ourselves, if only vicariously through the mediation of technology. Jarrett seems to know the piano’s vocabulary as well as his own speech, which might very well explain the involuntary vocalizations for which he is so often criticized. Structurally, the album could hardly be simpler: a series of vamps provide ample ground for floating improvised lines that stick primarily to the piano’s middle range. And yet, the scope of his vision is staggering in its implications. Jazz is Jarrett’s anchor, even if the voyage does carry him far beyond its generic boundaries. The applause only heightens the spell, reminding us that what we have just heard is indeed of this world, and was shared spontaneously with a crowd of our peers.
Despite what some might have you believe, by no means should this be anyone’s only Keith Jarrett experience. It needn’t even be one’s introduction. As sublime as it is, it is but one of many formative and breathtaking examples of his prolific output. This album is a lullaby for anyone who has no need for slumber, and Jarrett’s heartfelt voice explicitly conveys the rapture of living in the moment, his vocal interjections enhancing the “live” feel considerably and making for an even more visceral document.
by TYRAN GRILLO
Editor's info:
2-LP Set now again available as new audiophile 180g vinyl pressing!
muzycy:
Keith Jarrett: solo piano
utwory:
1. Part 1
2. Part 2a
3. Part 2b
4. Part 2c
wydano: 2010
more info: www.ecmrecords.com
more info2: www.keithjarrett.org
Opis
- Wydawca
- ECM (DE)
- Artysta
- Keith Jarrett
- Nazwa
- The Koln Concert [180g audiophile Vinyl 2LP]
- Instrument
- piano
- Zawiera
- Vinyl 2LP